Happy end.

Oglądasz film i zastanawiasz się, czy Twoje losy potoczą się podobnie? Jeżeli na końcu jest happy end, to pół biedy, chociaż... wcale nie cieszą nas szczęśliwe zakończenia. W myślach zawsze mają dwojakie znaczenie. Najpierw cieszysz się myślą, że to mogło spotkać Ciebie, miłość bez kłótni, dramatów, bądź ta scalona za pomocą jakichś nadprzyrodzonych mocy, a to wampir kochający człowieka, a to piękna rozkochana w bestii, bądź inne takie jak na przykład odnalezienie kochanka na drugiej półkuli, robi wrażenie, nie?
I nagle dochodzi do Ciebie, że rzeczywistość nie pisze takich scenariuszy. Pojawia się przysłowiowy ból dupy, zgrzytanie zębami występuje dość rzadko, płacz jest dość częstym gościem... niczym znienawidzona teściowa.
Ten ktoś, o ile taki ktoś istnieje, w każdym bądź razie ten który, hipotetycznie załóżmy, siedzi tam na górze, jak mawiają niektórzy, ma całkiem niezły ubaw z tego co się tu wyprawia. Sama mam niezłą frajdę z pasma swoich porażek, które, jak się dobrze złożyło, wypiętrzyły również moje sukcesy, wyżłobiły kanały, po których mogę płynąć pod wiatr.
Niektóre wydarzenia, osoby, miejsca dodają skrzydeł, wracamy do nich z sentymentem. Porządne tąpnięcie i paradoksalnie czujesz, że żyjesz. A co jeśli nie ma tąpnięcia? Bodźca, który nadaje sens... I upadamy jak Dedal i Ikar, podążając za marzeniami. Ale czym byłby człowiek bez marzeń?

Komentarze

Popularne posty